Jesienią...

 

taką ją lubię

Jesień... jest piękną, ale i trudną porą roku. Kiedy słońce bierze urlop, dni stają się coraz krótsze, a kolory znikają i robi się szaro, ponuro wszystko staje się trudniejsze. Trudniej o radość i motywacje. Trudno wstać o świcie, oderwać głowę od poduszki wygrzebać się z pod ciepłej kołdry. Bardziej niż zwykle ciągnie do ciepłej herbaty, koca i domowego zacisza. Czy ją lubię? Owszem. Uwielbiam ją we wczesnym "stadium", jej niezwykły wachlarz barw jakimi się mieni, ale później kiedy one przemijają, staje się trudna. Mniej przyjemna, czasem nawet potrafi podokuczać. Jesień uwydatnia wszystkie nasze bolączki. Wszystko z czym borykamy się każdego dnia, bez względu na porę i czas, wszystko co nosimy głęboko w sercu: pragnienia, frustracje, tęsknoty. Człowiek sam dla siebie staje się niezrozumiały. 

a w takiej odsłonie staje się wyzwaniem

Tak, jesień mnie zmienia i utrudnia codzienność, a słońce? Słońce jest mi potrzebne do życia.Słońce ładuje "akumulatory"


Noc i dzień.. Dzień i noc. Dwa światy..
Noc z blaskiem księżyca czy bez - ciemność....

Kiedy zapada dookoła zmienia się świat. 
Gubi radość i piękno dnia. Budzi respekt 
i niepokój. Wszystko się zmienia, wszystko nabiera innego wymiaru.

Nocą budzą się koszmary, wzmaga się strach,
Samotność z tęsknotą.
Nie do wytrzymania staje się ból
Nawet cisza zamiast ukojenia napawa niepokojem. Myśli natarczywie, nie dają spokoju.
W ciemności wszystko zmaga na sile.
 
Rozum: Serce ?! Jesteś szczęśliwe?
Serce: Nie, a Ty rozumie?
Rozum: Po głębokiej analizie wszystkich argumentów "za" i "przeciw" - nie...


i tak po raz pierwszy nie istnieje dystans pomiędzy sercem i rozumem...

" bo każdy z nas jest inny"

... bo każdy z nas jest inny. Jesteśmy różni.  Inaczej doświadczamy świat, mamy inną wrażliwość, osobowość, temperament aż w końcu mamy różne charaktery. Po prostu różnimy się od siebie. I nic w tym  złego. Różnorodność jest piękna, kolorowa w szerokim tego słowa znaczeniu... Ciekawa, czasem również trudna. Wymagająca od nas nawzajem wyrozumiałości i odrobinę życzliwości. Dlatego są sytuacje w życiu, które mimo swej powtarzalności już chyba zawsze będą mnie stresować i wprawiać w zakłopotanie. Będą sprawiać, że choćbym była przygotowana w danym temacie najlepiej jak  tylko się da... -będę odczuwać tremę, będę  podświadomie, wewnątrz siebie się denerwować. Mówiąc kolokwialnie "będę się pocić" Mimo powtarzalności wydarzeń nigdy nie przywyknę i nigdy nie staną się one normą i mechanicznym działaniem..  Zawsze będą stanowić pewnego rodzaju wyzwanie i wymagać ode mnie większych nagładów sił. Jednak na końcu obok zmęczenia jest radość i poczucie małego, drobnego sukcesu. 



Czasem mam wrażenie, że wszystkie teksty powstałe o „szlachetności” cierpienia, zostały napisane przez tych co, ten stan znali tylko z teorii. Kiedy przychodzi prawdziwe cierpienie, ból - znika piękna kolorowa bańka jego szlachetności. Jest szara trudna rzeczywistość. Mówią dumnie: „cierpienie uszlachetnia”… naprawdę? Jak?, gdzie?, kiedy? Czy czuje się szlachetniejsza od koleżanki obok? NIE! Czuje się zmęczona, żeby nie stwierdzić, że umęczona. Pozbawiona siły do korzystania z codzienności. Mówią: „co nas nie zabije, to nas wzmocni” Czuje się mocniejsza? NIE! Wręcz przeciwnie. Czuje się bezsilna, z nosem przy ziemi, niemalże na kolanach, z  przygaszoną, a może już z zagrabioną nadzieją. Cierpienie ma odcień samotności, niezrozumienia. Olbrzymiego rozżalenia, rozgoryczenia, złości. Strachu i niepewności. Najlepszego komandosa rozkłada na łopatki. Powoli krok po kroku niszczy człowieka, burzy równowagę. Zasypuje największe pokłady optymizmu, radości, aż w końcu uśmiech zamienia na strach. Sprawia, że zaczynasz się bać, co będzie na miesiąc, za dzień, za chwilę…. Bezwstydnie, śmiejąc ci się w twarz przywłaszcza sobie harmonie Twojego wewnętrznego człowieczeństwa. Nie zgadzasz się na taki obrót rzeczy… ale nie wiele już możesz. Masz ochotę krzyczeć. Wywalić z siebie te wszystkie złe emocje i uczucia, wykrzyczeć światu jak bardzo jest Ci źle…. I? I nic? Bo nie potrafisz? Bo okazuje się, że cierpienie nie ma barwy, kształtu, smaku, zapachu by je opowiedzieć. Bo boisz się swoich myśli ? Wypuszczać więc powietrze i milczysz. Owszem wrzeszczysz, w osamotnieniu, w obawie, niezrozumieniu – do wewnątrz siebie.  Mówią też, że „cierpienie uczy mądrości, a mądrość – spokoju ducha”. Serio ?! Nie  czuje się ani mądra jakkolwiek, ani tym bardziej mój duch nie jest spokojniejszy. Niejaki Eurypides mawiał, że „ bez bólu i cierpienia nie istniejemy”. Z bólem i cierpieniem również nie istnieje. Nie istnieje w życiu, w codzienności… Istnieję jedynie fizycznie. Chodzę, oddycham tu i teraz jestem, ale bez wyrazu, bez życia w sobie. 

.:: *** ::..



fot: JA
Bliscy nieobecni.... w innej żyjący rzeczywistości...
Tęsknie za słowem, uśmiechem, Waszym głosem,
Za uściskiem, ręką podaną na przywitanie.
Tęsknie za sms, telefonem..
za wspólnym spotkaniem, wędkowaniem.
Kubkiem herbaty, malinowym dżemem
drożdżówką z kruszonką.
Za hałasem, obecnością
Za myślą że jesteście,










                                                         

.:: *** ::..

Głowa naładowana natłokiem myśli. Pędzą jedna za drugą. Jedna drugą pogania, przepycha się, pośpiesza.
Myśli, co nie układają się w żadne słowa, nie mają swojego imienia. Słowa, które nie budują żadnych zdań. Zdania, które nie potrafią z stworzyć konkretnej wypowiedzi, opowiadania..  Wewnętrzna wojna pod osłoną zewnętrznej ciszy.. Pozorny pokój.

.:**:..

Czasem wątpię:
w miłość, w nadzieję, w uśmiech, w radość, w szczęście, w prawdę.
W bezinteresowność, w przyjaźń, w drugiego człowieka, w siebie.
w życie

.: ***:.

Mija czas, upływają lata. Zmienia się życie, zmienia się człowiek. Dojrzewa, bądź i nie; Zbiera doświadczenie i mądrość, bądź je trwoni, a ono jest, tak po prostu za nic. Darmo. Ono trwa, a my z nim; w nim; jakkolwiek,  w zawieszeniu, w letargu. Budzimy się z " w ręką w nocniku" zbyt długo trwając w utopi marzeń, w wyimaginowanej rzeczywistości. Wstawaj brachu, życie to  nie bajka! Jest jak rzeka, z jej prądem ucieka
Może by tu wrócić....

..:: w każdym moim geście :::..

Przygniotła piersi. Skróciła oddech.
Uśmiech zmazała, wzrok w martwy punkcie utkwiła. Nieobecną mnie pośród obecnych uczyniła. Tęsknota, co jak pies wierny wraca.

Dzień po dniu, w każdym moim geście,
na każdym kroku, w każdej modlitwie
Tęsknie.