Noc i dzień.. Dzień i noc. Dwa światy..
Noc z blaskiem księżyca czy bez - ciemność....

Kiedy zapada dookoła zmienia się świat. 
Gubi radość i piękno dnia. Budzi respekt 
i niepokój. Wszystko się zmienia, wszystko nabiera innego wymiaru.

Nocą budzą się koszmary, wzmaga się strach,
Samotność z tęsknotą.
Nie do wytrzymania staje się ból
Nawet cisza zamiast ukojenia napawa niepokojem. Myśli natarczywie, nie dają spokoju.
W ciemności wszystko zmaga na sile.
 
Rozum: Serce ?! Jesteś szczęśliwe?
Serce: Nie, a Ty rozumie?
Rozum: Po głębokiej analizie wszystkich argumentów "za" i "przeciw" - nie...


i tak po raz pierwszy nie istnieje dystans pomiędzy sercem i rozumem...

" bo każdy z nas jest inny"

... bo każdy z nas jest inny. Jesteśmy różni.  Inaczej doświadczamy świat, mamy inną wrażliwość, osobowość, temperament aż w końcu mamy różne charaktery. Po prostu różnimy się od siebie. I nic w tym  złego. Różnorodność jest piękna, kolorowa w szerokim tego słowa znaczeniu... Ciekawa, czasem również trudna. Wymagająca od nas nawzajem wyrozumiałości i odrobinę życzliwości. Dlatego są sytuacje w życiu, które mimo swej powtarzalności już chyba zawsze będą mnie stresować i wprawiać w zakłopotanie. Będą sprawiać, że choćbym była przygotowana w danym temacie najlepiej jak  tylko się da... -będę odczuwać tremę, będę  podświadomie, wewnątrz siebie się denerwować. Mówiąc kolokwialnie "będę się pocić" Mimo powtarzalności wydarzeń nigdy nie przywyknę i nigdy nie staną się one normą i mechanicznym działaniem..  Zawsze będą stanowić pewnego rodzaju wyzwanie i wymagać ode mnie większych nagładów sił. Jednak na końcu obok zmęczenia jest radość i poczucie małego, drobnego sukcesu. 



Czasem mam wrażenie, że wszystkie teksty powstałe o „szlachetności” cierpienia, zostały napisane przez tych co, ten stan znali tylko z teorii. Kiedy przychodzi prawdziwe cierpienie, ból - znika piękna kolorowa bańka jego szlachetności. Jest szara trudna rzeczywistość. Mówią dumnie: „cierpienie uszlachetnia”… naprawdę? Jak?, gdzie?, kiedy? Czy czuje się szlachetniejsza od koleżanki obok? NIE! Czuje się zmęczona, żeby nie stwierdzić, że umęczona. Pozbawiona siły do korzystania z codzienności. Mówią: „co nas nie zabije, to nas wzmocni” Czuje się mocniejsza? NIE! Wręcz przeciwnie. Czuje się bezsilna, z nosem przy ziemi, niemalże na kolanach, z  przygaszoną, a może już z zagrabioną nadzieją. Cierpienie ma odcień samotności, niezrozumienia. Olbrzymiego rozżalenia, rozgoryczenia, złości. Strachu i niepewności. Najlepszego komandosa rozkłada na łopatki. Powoli krok po kroku niszczy człowieka, burzy równowagę. Zasypuje największe pokłady optymizmu, radości, aż w końcu uśmiech zamienia na strach. Sprawia, że zaczynasz się bać, co będzie na miesiąc, za dzień, za chwilę…. Bezwstydnie, śmiejąc ci się w twarz przywłaszcza sobie harmonie Twojego wewnętrznego człowieczeństwa. Nie zgadzasz się na taki obrót rzeczy… ale nie wiele już możesz. Masz ochotę krzyczeć. Wywalić z siebie te wszystkie złe emocje i uczucia, wykrzyczeć światu jak bardzo jest Ci źle…. I? I nic? Bo nie potrafisz? Bo okazuje się, że cierpienie nie ma barwy, kształtu, smaku, zapachu by je opowiedzieć. Bo boisz się swoich myśli ? Wypuszczać więc powietrze i milczysz. Owszem wrzeszczysz, w osamotnieniu, w obawie, niezrozumieniu – do wewnątrz siebie.  Mówią też, że „cierpienie uczy mądrości, a mądrość – spokoju ducha”. Serio ?! Nie  czuje się ani mądra jakkolwiek, ani tym bardziej mój duch nie jest spokojniejszy. Niejaki Eurypides mawiał, że „ bez bólu i cierpienia nie istniejemy”. Z bólem i cierpieniem również nie istnieje. Nie istnieje w życiu, w codzienności… Istnieję jedynie fizycznie. Chodzę, oddycham tu i teraz jestem, ale bez wyrazu, bez życia w sobie.