O zachodzie słońca, kiedy noc dzień do snu układa....
Kruszy się wewnętrzna skała promiennej twarzy
W gruz się obraca, w drobny mak, znika niczym domek z kart
Prawda maskę pozorów zrywa.
Prawdziwe, w głębinach mojego jestestwa budzą się emocje. Te najskrytsze, najgłębsze, pilnie przed światem zewnętrznym strzeżone
O zachodzie słońca, kiedy księżyc słońce do snu kołysze....
Patrzę w niebo. Liczę gwiazdy. Moje myśli są przy Tobie.
Na twarzy zaduma, w sercu wyrwa...
Na ustach szeptane pytanie: czy jesteś gdzieś tam i anielskie widzisz chóry ?
O zachodzie słońca, kiedy dzień ustępuje miejsca nocy...
Zamykam oczy... niczym ślimak chowam się w sobie
Czuje wyrzutów sumienia pukanie...
Świętej ciszy szukam..
Ukojenia
O zachodzie słońca kiedy dzień dobranoc mówi
Do poduszki zmęczoną tule głowę,
Umęczone ciało pod kołdrą chowam
W czułych łoża objęciach, w ciszy dotyku, załzawione przed światem skrywam spojrzenie.
Tą jedną. jedyną łzę, co ślad swój na policzku żłobi
Tą łzę co jak ogień pali.
O zachodzie słońca, kiedy noc się wita
Długo usnąć nie mogę. Widzę Ciebie, biały pokój. Twarz Twą bez wyrazu. Twoje cierpiące ciało.
Im noc ciemniejsza tym silniej wyrzuty sumienia z tęsknotą warkocz zaplatają..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz